pożegnanie na lotnisku w Krakowie
Razem z Kingą i jej koleżanką leciałyśmy do Londynu Stansted.To był mój pierwszy lot samolotem i do końca nie zdawałam sobie sprawy z wymogów lini lotniczych i ograniczeniach bagażu. Miałam ze sobą dużą torbę, torbę podręczną która wyglądała jak duża torba i plecak. Jechałam w końcu na półroczny lub roczny wyjazd do Irlandii, takie miałam założenia. Na lotnisku otoczona przyjaciółmi nie do końca zdawałam sobie sprawę że jadę do innego kraju, gdzie wszystko jest nowe i nieznane. Kinga z koleżanką jechała do swojej siostry w Anglii, gdzie chciały podjąć pracę i podreperować swój budżet. Ja jechałam do Irlandii gdzie miałam tylko 2 bliskie osoby brata i wieloletniego przyjaciela. W Londynie rozstałam się z dziewczynami i kilka godzin czekałam na swój lot do Cork. Wtedy poczułam pustkę i strach uświadamiając sobie że to nie jest tak jak mi się wydawało.
Siedząc kilka godzin na lotnisku przerażała mnie perspektywa braku znajomości języka i obcy nieznany kraj. Do tego doszedł strach o bagaż bo zostały mi 2 podręczne bagaże a można było mieć tylko jeden. Pamiętam, polską parę która dosiadła się koło mnie czekając też na swój samolot i rozmowy, że rygorystycznie przestrzegają wymogów bagaży. Przestraszona spakowałam wszystko z plecaka do dużej torby a plecak wyrzuciłam do kosza. Teraz miałam już jedna torbę za to dużą. Odprawa przeszłam bez problemu nikt nawet nie popatrzył na mój bagaż, podczas kontroli osobistej musiałam tylko pokazać parasolkę i sama już szukając bramki trafiłam do swojego samolotu. W Cork wylądowałam oko godziny 19.00 było już ciemno, jadąc z lotniska położonego na wzgórzu do swojego miejsca zamieszkania widziałam mnóstwo światełek pobliskiego miasteczka.
tak teraz wygląda stary terminal lotniska w Cork
Wchodząc do nowego lokum, uświadomiłam sobie co ja tu robię, było mi smutno i tęskno, rozpłakałam się i chciałam wracać do swojego Krakowa.Długo w Cork nie mogłam znaleźć swojego miejsca, Cork mi się nie podobał, wszystko wydawało mi się takie stare i zniszczone inaczej sobie wyobrażałam zagranicę. Tęskniłam za przyjaciółmi i normalnym życiem, moja znajomość angielskiego okazała się zerowa i to było dla mnie bardzo trudne. Pamiętam jak wybierając się do sklepu po zakupy kupowałam w Tesco produkty szukając po obrazkach. Raz chciałam kupić sos grzybowy w torebce i szukałam opakowania z grzybami, znalazłam zadowolona ale okazało się, że to wcale nie był sos grzybowy ;)
Uczyłam się mozolnie różnych słówek z życia codziennego. W grudniu zachorowałam i choroba długo mnie trzymała w mieszkaniu było zimno, ogrzewania praktycznie nie było i choć na zewnątrz było najwyżej 10 stopni w domu było prawie tyle samo. W domu chodziłam ubrana w golf, sweter i w szlafrok. Chorowałam ponad miesiąc nawet tuż przed świętami 22 grudnia byłam u lekarza z którym porozumiewałam się za pomocą słownika. Moje imię pan doktor napisał tak: Agnizszlu, nazwisko tez było całkiem przekręcone.
Pierwsze święta były skromne, wigilia spędzona z bratem i przyjacielem. Mieliśmy tylko barszcz czerwony z uszkami, które były z pieczarkami bo grzybów tu nie było i pierogi które robiłam sama pierwszy raz. Był tylko jeden rosyjski sklep w którym dostępne było kilka polskich produktów takich jak kapusta kiszona, ogórki itp.
Tęskniłam za przyjaciółmi, wychodząc codziennie do sklepu, po drodze wstępowałam do kafejek internetowych, gdzie można było tanio zadzwonić, siedziałam godzinę w budce telefonicznej i za 2 euro dzwoniłam do bliskich. Dawało mi to siłę i nadzieję oraz poczucie bliskości mimo tysięcy kilometrów. Widziałam wszystko na bieżąco co u nich się dzieje i oni wiedzieli co u mnie.
Dziś pomimo dostępności internetu, skypa, gg, kontakt ten stał się bardziej sporadyczny, czego bardzo żałuję, każdy ma już swoje sprawy. W końcu nie ma mnie już tyle lat a co 3 miesiące i tak jestem w Polsce.
jedna z ulic w Cork
Przez te 7 lat dużo się zmieniło, w Cork też jest łatwiej mamy kilka polskich sklepów, polską księgarnię, polskiego księdza i polskie msze. Mam w domu polską telewizję i internet, nie muszę już chodzić do kafejki by sprawdzić pocztę czy zadzwonić.Początki zawsze są trudne zwłaszcza jak nie wiemy co nas czeka.
Przez te lata udało mi się poznać piękne zakątki Irlandii, nauczyć się języka i zrealizować niektóre swoje marzenia. Dziś czuję się tu dobrze a przez nową technologię jestem z bliskim w stałym kontakcie. Przez skypa łącze się z Kingą, plotkujemy wykonując swoje codzienne obowiązki. Tęsknota nie jest już tak odczuwalna bo jest tu ze mną mój kawałek Polski :)
Dzięki tanim liniom lotniczym podróż do Krakowa trwa tylko 2.5 godziny.
Dziś w Cork pogoda była okropna cały dzień padał deszcz :( a wieczorem nawet była krótka burza której nigdy wcześniej nie zauważyłam w Irlandii.
Dostałam też drobny upominek z tej okazji oczywiście niebieski :)
mydło ręcznie robione